1 949 razy czytano

X PZU Półmaraton Warszawski Marka

W Półmaratonie Warszawskim pierwszy raz uczestniczyłem rok temu.  Wtedy też był to mój debiut na odcinku 21,0975km. Ukończyłem go z czasem 2:18:00. Impreza ta była dla mnie najlepszą spośród wszystkich innych w których uczestniczyłem i od razu powiedziałem sobie że w 2015 też tam pobiegnę.

W październiku zacząłem przygotowania do biegu. Obawiałem się czy dam radę powtórzyć ten dystans z powodu dłuższej przerwy w zeszłym roku. Powstanie grupy biegowej w Czechowicach bardzo pomogło mi w regularnych treningach (niezależnie od pogody). Większość z tych treningów to zwyczajne 10km biegi tempem 6:00min/km. Moim celem nie było pokonać dystans w jak najlepszym czasie, tylko pokonać jak największy dystans tym tempem. Na miesiąc przed zawodami, wiedziałem już że odbudowałem formę i mogę powalczyć o troszkę lepszy czas.

Tydzień przed Półmaratonem Warszawskim wziąłem udział w Perłach Paprocan. Trasa biegu prowadziła wokół jeziora tak, że jedna pętla równa była 7km. Postanowiłem przebiec 21km i potraktować to jako trening przed Warszawą. Chciałem pokonać całość tempem 6:00min/km jednak nogi poniosły mnie do przodu i zakończyłem bieg z czasem 2:01:14. Wtedy upewniłem się że jestem dobrze przygotowany do właściwego biegu.

W ten weekend pojechałem do Warszawy na długo wyczekiwany Półmaraton. Na starcie pojawiło się około 13tys zawodników. Mimo tak wielkiej rzeszy biegaczy, cała impreza była bardzo dobrze zorganizowana.  Strzał startera zabrzmiał o godzinie 10:00 Wtedy wystartowali najlepsi biegacze tzw. „elita”. Za nimi startowały poszczególne strefy czasowe. Ja planowałem wystartować w strefie 2:00, jednak czekając w kolejce do WC widziałem jak wszyscy już powoli przekraczają linię startu. Po 12 minutach od oficjalnego startu, ostatni zawodnicy rozpoczynali bieg. Zrezygnowałem z dalszego czekania w kolejce i ruszyłem za nimi. Mój opóźniony start miał jednak swoje plusy. Wystartowałem wraz z ostatnią strefą czasową 2:20. Dzięki temu przez cały bieg to ja wyprzedzałem innych a nie oni mnie! 🙂 Pierwsze 7km przeleciało tak szybko że aż się sam zdziwiłem że już tyle za mną. Popatrzyłem na zegarek i własnym oczom nie wierzyłem. Średnie tempo ~5:30! Czułem się na siłach biec dalej z taką prędkością, ale nie wiedziałem na jak długo starczy mi sił. Zwolniłem i kolejne 2km przebiegłem w tempie 5:55. Jednak na 10 kilometrze uznałem że już prawie połowa za mną a ja wciąż mam jeszcze tyle sił i stopniowo zacząłem przyspieszać.

Powera dawał mi super doping ludzi stojących przy ulicach. Masa przypadkowych ludzi zatrzymywała się specjalnie po to aby dopingować biegnących. Co parę kilometrów ustawione były namioty z zespołami rockowymi, które było słychać już z oddali. Stali również raperzy, którzy w swój śpiewający sposób dodawali sił biegnącym. Słysząc ten doping i czytając motywujące transparenty publiki, aż chciało się biec szybciej i szybciej. Oprócz muzyków, w kilku miejscach na trasie można było spotkać cheerleaderki, które tańcząc kibicowały na najwyższym poziomie.

Dzięki temu moje średnie tempo znów wzrosło gdzieś do 5:30min/km. Tak biegłem aż do 14km gdzie uznałem że MUSZĘ zwolnić bo nie dam rady na koniec. 14 i 15 kilometr pokonałem spokojnie. Szesnasty kilometr poprowadzony był tunelem, gdzie panowała bardzo miła chłodna temperatura – był to dobry moment aby znów przyspieszyć. GPS z zegarka oczywiście nie działał, ale wg. sensora ruchu w bucie utrzymywałem tam tempo około 4:40. Biegło się tam na prawdę rewelacyjnie. Po wybiegnięciu z tunelu zegarek zwariował i pokazywał że jest już za mną 17,5km. Biegnąc nieświadomy niczego usłyszałem "Marek! Brawo, biegnij! Jeszcze tylko 5km!". Przy barierce zobaczyłem Sylwię która oglądała cały bieg i nosiła mój plecak. 🙂 Ucieszyłem się, że mnie znalazła wśród tego tłumu ludzi, jednak zacząłem się zastanawiać czy to ona się pomyliła, czy na prawdę jeszcze 5km do końca – zegarek pokazywał jeszcze 3km. Od tego czasu już nie mogłem śledzić z jakim tempem biegnę i ile już za mną. Wiem że do 20km udało mi się utrzymać tempo ~5:30min/km.

Na ostatnim 21 kilometrze biegło się chyba najlepiej! Za barierkami było bardzo, bardzo dużo kibiców, którzy dawali z siebie wszystko, aby jak najlepiej wspierać zawodników. Czułem się jak na jakiś mistrzostwach 🙂 Ze wszystkich stron widziałem ludzi robiących zdjęcia i kamery telewizyjne. Wtedy przyspieszyłem jeszcze bardziej do około 5:00min/km i wzrokiem szukałem już mety. Gdy tylko ujrzałem niebieską bramę z napisem PZU, dałem z siebie ile tylko mogłem i biegłem tak szybko jak tylko potrafiłem. Jakieś 100-200m pokonałem wykorzystując maksimum moich możliwości. Doping ludzi był tak wielki, że siły nie odchodziły. Wbiegłem na metę z czasem netto 1:58:07. Tam czekał już na mnie medal oraz zimny napój.

Teraz jestem szczęśliwy, że udało mi się pobić mój rekord z zeszłego roku o prawie 20 minut! Wiem również, że w przyszłym roku znów wezmę udział w kolejnym 11. Półmaratonie Warszawskim i że będę trenował jak tylko się da, żeby pobić ten rekord o co najmniej 10 minut. Gorąco polecam wszystkim uczestnictwo w tej imprezie, bo na prawdę warto! 

Marek

20150329_Polmaraton_Warszawa_01

2 myśli nt. „X PZU Półmaraton Warszawski Marka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *