1 698 razy czytano

Marek – nasz harpagan w Sosnowcu

Bieg w Sosnowcu miał być potwierdzeniem czy moja forma utrzymuje się na poziomie z zeszłych biegów – był to ostatni etap zimowego nabijania kilometrów i sprawdzian przed kolejną częścią sezonu gdzie skupię się na szykowaniu do konkretnych startów.

Pomiędzy zawodami w Brzeszczach, a tymi w Sosnowcu było dwa tygodnie czasu na trening. Pierwszy tydzień obfitował w trzaskanie kilometrów, gdzie w tydzień zrobiłem ich 136. Niestety złapało mnie jakieś przeziębienie, a po zawodach w Brzeszczach miałem strasznie twarde nogi tak jakby zakwaszone, co nie ułatwiało treningu. Apogeum mojego osłabienia przyszło na niedzielę gdzie swój 25-kilometowy trening kończyłem chyba z gorączką. Po zaaplikowaniu sobie aspiryny na drugi dzień jakbym czuł się lepiej, lecz około wtorku przyplątał się jakiś alergiczny katar i znów musiałem się faszerować tabletkami. Cały czas jednak realizowałem założenia treningowe by w niedziele 29. marca stanąc na starcie.

Po zawodach w Brzeszczach założyłem, że w Sosnowiec jestem w stanie pobiec w granicach 34.30 – niestety wyżej opisane dolegliwości nieco ostudziły mój zapał. Cieszyłem się jednak bo dzień przed zawodami moje problemy praktycznie zniknęły i praktycznie zdrowy rozpocząłem rywalizacje.

Zawody praktycznie bez historii, ale o tym w trakcie tej relacji jeszcze napiszę. Bieg rozpoczął się piorunującym tempem zawodników z Ukrainy i kilku mocnych nie tutejszych Polaków.

Praktycznie po 200m uświadomiłem sobie że o pierwszą dziesiątke będzie bardzo ciężko nie wspominając juz o podium.

Pierwszy kilometr minąłem w 3.27 i byłem już mega zmęczony tym tempem, a gdzie tam jeszcze do mety. Postanowiłem zwolnić i ku mojemu zdziwieniu drugi kilometr wyszedł w 6.43 – hm było lekko w dół więc myślałem że jest to normalne mimo tego iż zwolniłem – 3km 10.03 – tempo po 3.20/km czułem się rewelacyjnie – pomyślałem zobaczymy co będzie po czwartym kilometrze, jak na nim nie zdechnę, to będę trzymał to tempo- 4km – 13.20, więc nawet kilometr wyszedł po 3.17. Wtedy, a może nawet wcześniej, zacząłem nabierać jakichś dziwnych podejrzeń. Postanowiłem szarpnąć bo mimo że zegarek pokazywał szybkie tempo ja czułem, że nie jest ono jakieś mocne – szarpnąłem i ku mojemu zaskoczeniu 5 km minąłem równo w 17 minut – 3.40/km hm no dobra może mi się wydawało że szarpnąłem tempem. Kilometr miedzy 5 a 6 miał chyba z 1400 m pobiegłem go w 4.30 wtedy się wkurzyłem i szarpnąłem bardzo mocno tak, jakbym finiszował pomyślałem, że nie będę patrzał na te kilometry, bo cos tu jest popieprzone. W zasadzie od drugiego kilometra ciągnąłem 2-osobową grupkę, która czaiła się za mną i nie bardzo się kwapiła do tego by mi dać zmianę. Tak było do około 9 km, gdzie po kolejnym moim zrywie rywal wyszedł mi zza pleców i odszedł mi na 5-10m. Wtedy to minęliśmy tabliczkę 9km: czas na zegarku 32 minuty, wiec pomyślałem, że trzeba pobiec w 3 minuty kilometr, by złamać 35 minut. Zaryzykowałem, doszedłem rywala i w chwili kiedy myślałem, że jest meta było dodatkowe okrążenie po stadionie. Właśnie tam było 10km, a czas na zegarku na pewno poniżej 35 minut. No ale trzeba było około 300m pokonać jeszcze po bieżni, stąd czas na mecie36.04. 13 miejsce – bez historii.

W zasadzie nie chce mi się opisywać dokładnie tego biegu, bo tak jak wspominałem wcześniej od 2 kilometra do 9 km po prostu biegłem, a za mną 2 osoby i nic się nie działo :).

Zaskoczenie wynikło dopiero kilka godzin po biegu, gdzie sprawdzam wyniki, a tu okazuje się, że zawodnik, z którym wygrałem na finiszu jest wyżej ode mnie w klasyfikacji. Za bardzo nie wiedziałem jak to możliwe. W mailu do STS-Timing opisałem swój problem. W odpowiedzi dostałem, że klasyfikacja była wg czasu netto ( o czym  w regulaminie nie pisało) ale w dalszym ciągu nie dało mi to spokoju – gość miał taki sam czas netto jak ja, a przecież z nim wygrałem. Brutto miał o sekundę gorszy. Napisałem do organizatora i juz po kilku minutach dostałem odpowiedź że mój protest został przekazany do STS-Timing (w zasadzie nie protest a wątpliwość, bo jakby chodziło o miejsce na podium, to czułbym się bardziej zażenowany) w mailu do organizatora opisałem dokładnie co i jak na dowód posyłając zdjęcie z finiszu. Dostałem odpowiedź, że nic nie da się zrobić, ale po 20 minutach pan organizator napisał kolejnego maila, że jednak klasyfikacja i wyniki zostały zmienione – pierwszy raz była taka sytuacja chyba w STS-Timing:) także jak macie jakieś wątpliwości to zawsze należy pisać maila.

Ogólnie zawody uznaje za udane – minusem jest małe zamieszanie z wynikami a także błędny pomiar długości trasy (300-350m za dużo) co tez jest wkurzające bo płacisz 40 zł za udział w zawodach gdzie jest napisane że trasa ma 10km jedziesz 50 km z myślą o rywalizacji i o osiągnięciu dobrego czasu a na trasie jak widzisz poprzestawiane kilometry, to się odechciewa biegać… Wiadomo, że nie walczymy  jakieś minima, ale na zawodach biega się dla życiówek i za to płacimy! Od tego są zawody by się sprawdzić…

Był to mój 4 start w sezonie – miejsce 13.
wiem że jestem przygotowany bardzo dobrze do sezonu. 3 ostatnie starty utwierdzają mnie w tym przekonaniu.
pozdrawiam wszystkich RyTMowiczów!
Marek

sosnowiec 2 sosnowiec 4 sosnowiec sosnowiec3

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *