1 504 razy czytano

Cracovia Maraton – życiówka Mariusza

Do Krakowa przyjechałem dzień przed zawodami, z moją żoną Anią ,gdzie zatrzymaliśmy się u mojej szwagierki. Po przybyciu poszliśmy na pasta party, gdzie pobrałem mój pakiet startowy. Po zjedzeniu makaronu poznałem pacemakera, który będzie prowadził grupę na 3 h 30 min. Po rozmowie z nim, dowiedziałem się, że jest on zawodowym żołnierzem , ma 41 lat i będzie biegł równym tempem 4:55/5:00 min/km. Postanowiłem więc, że pobiegnę z nim. Po przybyciu do domu szwagierki przygotowałem strój na maraton, nakleiłem numer startowy na koszulkę, Około godziny 22 poszedłem spać. Rano, w dzień maratonu, było bardzo chłodno, ale taka pogoda mi pasuje. Zajechaliśmy z żoną na Stary Rynek,gdzie przebrałem się i zacząłem rozgrzewkę. Tam spotkalem Marcina i Krzyśka i zrobiliśmy parę pamiątkowych zdjęć. Zaraz przed startem ustawiłem się z grupą 3h30 min. Rozległ się hejnał mariacki , potem odliczanie i start. Biegło mi się super. Na Błoniach trochę zawiało. Później zaczęło być już cieplej, biegłem w koszulce na ramiączkach, a w myślach miałem cały cykl przygotowań : podbiegi, interwały i długie wybiegania. Czułem się bardzo dobrze, wiedziałem, że żona ze szwagierką mi bardzo kibicują. Energetyczne żele jadłem na 15km, 28km oraz 35km. Prawie na każdym punkcie piłem izotonik oraz wodę. Dobiegając do 35 km bałem się, że będę mieć tzn „ściane maratońską”, ale na szczęście nic takiego mnie nie spotkało. Na 37 km pacemaker powiedział mi, żebym biegł szybciej, ale nie posłuchałem go , bo już raz skończyłem maraton na 40km w szpiatalu. Cały czas biegłem oobok niego i na 800 m przed metą zacząłem biec szybciej. Doping był niesamowity, aż czułem ciarki na plecach. Wbiegając na metę miałem uśmiech na twarzy. Są już za mną 4 maratony, ale w żadnym nie biegło mi się tak lekko. Jestem szczęsliwy, że udało mi się przebiec maraton z czasem 3h 29 min i 25 sek.

Mariusz CM

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *