17.04.2015 – Kraków
Był to mój piąty start w sezonie, a zarazem kolejny sprawdzian i pierwsze zawody na których powinna zaprocentować wyrabiana w zimie forma – po wcześniejszych startach stanąłem na linii startu z czasem 34:43 uzyskanym w Tychach. Przed zawodami czułem się nieco podmęczony, ale generalnie czułem luz w nogach. Ostatni tydzień przestawiłem nieco porę treningów i wychodziłem biegać około 19., tak aby organizm przystosować do pory startu (20.30) mój ostatni tydzień przed startem wyglądał następująco:
12.nd (22km) 4km + g+5x100m + 8x1km p1km (3.20/25/23/20/21/19/17/13) +2km
13.pn (14km) 12km + g +10x100m
14.wt 15km) 9km+g + 10x200m p 200m (podbiegi) + 2km
15.sr (13km) 3km+ g + 8`-6`-4`-2`-1` p 6`-4`-2`-1` tempo ok 3.36/3.35/3.25/3.18/3.12 + 2km
16.cw (8km) 8km+g
Więc trochę aktywności było, przez co czułem się nieco podmęczony, ale tak w sumie miało być.
Bieg
Po rozgrzewce, która w sumie była niekompletna, na linii startu czułem się nie dogrzany dostatecznie ze względu na spęd zawodników za linię startu (ostatnie 10 minut nie było już możliwości wejść w strefę startu, gdyż była zamknięta) ustawiłem się w pierwszej linii, ostatecznie wylądowałem w drugiej trzeciej ;).
Start był bardzo dziki, bo jak nazwać bieg, w którym po pierwszym kilometrze 50-ciu facetów biegnie tempem 3:20/km lub szybciej, a za sobą ma się jakieś 1800 ludzi, którzy tylko czyhają, by Cię wyprzedzić. Pierwszy kilometr minął błyskawicznie. Nawet w tym tłumie nie widziałem tabliczki gdzie on się znajdował, ale ktoś krzyknął że biegniemy po 3:22/km, więc tempo szybsze niż zakładałem, a zakładałem bieg na wynik w granicach 34:30.
Po kilometrze zaczęło się przerzedzać, ale nadal biegłem około 40 miejsca, gdzie drugi kilometr minąłem w 6:45 – pomyślałem, że jest szybko i że jest dobrze, bo nie czułem się jakiś zagotowany tym tempem. Postanowiłem trzymać tempo i „usiąść” komuś na plecach. Na 3. kilometrze (10:09) gdzie wbiegliśmy już w okolice rynku, a może nawet na sam rynek. Nie wiem, bo w sumie nie patrzyłem na boki, ustabilizowałem tempo i wyszedłem już w okolice 30. miejsca, gdzie w zasadzie moim celem było w dalszym ciągu utrzymywanie tempa i nie doprowadzenie do jakiegoś kryzysu, który zaczął się pojawiać. I tu zadziałała psychika – postanowiłem wytrzymać do czwartego kilometra, bo byłem pewien, że jak nie zwolnię do czwartego kilometra, to już będzie dobrze. Tak już było – mimo iż czwarty kilometr minąłem w 13:39, a tempo spadło do 3:30/km czułem się dobrze i miałem ogromne nadzieje na założony wcześniej czas. Półmetek minąłem w 16:59. I tu po zakończeniu biegu naszła mnie pewna refleksja: jak to jest, że bieg skończyłem w 34.33, a półmetek 16:59, a przecież jakoś nie zwolniłem bardzo . Po analizie wyników zauważyłem, że nawet czołówka miała drugą połowę o kilkanaście sekund wolniejszą i dotyczyło to niemal wszystkich uczestników biegu. Szósty kilometr minąłem w 20:33, siódmy 24:09. Te kilometry nie mają jakiejś większej historii, po za tym, że tempo trochę spadło, a to za sprawą tego, iż kogo miałem wyprzedzić, to wyprzedziłem, a przede mną nikogo w zasadzie nie było – 150m przede mną jakiś inny biegacz, którego od 7. kilometra postanowiłem dogonić, co ostatecznie udało się po minięciu 9. km. Na 8. kilometrze miałem na zegarku czas – 27:41 i wtedy wiedziałem, by złamać 34:30 trzeba by było pobiec ostatnią dwójkę w 6:49, co było możliwe i wierzyłem w to bardzo. Następny kilometr pod wiatr, ale miałem przecież za zadanie dogonienie swojego rywala, więc był to mój motor napędowy. 9. kilometr (31:12) i równo na nim minąłem swój cel – wysunąłem się na 22 pozycje :). Ostatnie 800m to już sprint i walka o wynik. Ostatecznie 34:33, a ostatni kilometr w 3:21. Dodam tylko, że ostatnie 800m to chyba całkowita prostka :).
Trasa
Czas 34:33
Miejsce 22 open / 15 kat M20
Międzyczasy (10km) od 2 km – (6:45/10:09/13:39/16:59/20:33/24:09/27:41/31:12
Z czasu jestem zadowolony, kolejne 10 s urwane – oby tak dalej. Teraz trzeba walczyć o połamanie 34 minut. Kolejny start: Cieszyn – 26 .04 – walczymy dalej!
Marek Haręża