2 053 razy czytano

Przygodowa orientacja w Rybniku

Wszystko zaczęło się od Nadwiślańskiego Rajdu Przygodowego w zeszłym roku. Bartess zorganizował tak fajną imprezę biegową, że nadal pozostaje ona w mojej pamięci jako jedne z najmilszych chwil spędzonych na truchtaniu (mimo startu w wielu innych biegach). Nie bez znaczenia było też zdobycie „pudła” w kategorii ;). Rajdy przygodowe w podobnej formule są o tyle fajne, że braki „w nogach” można uzupełniać dobrą nawigacją lub sprytem na zadaniach specjalnych.

Wracając jednak do „Na przijmo bez Rybnik” to imprezę zareklamował Bartess, a ja chcąc wciągnąć w to mojego kompana biegowego Darka bez zbędnej zwłoki zapisałem nas w kategorii drużynowej MM. Niestety praca zawodowa spowodowała, że trzy doby przed startem dwa razy więcej czasu spędziłem w samochodzie niż na spaniu. Planu więc nie było żadnego, podobnie rekonesansu okolicy startu – nawet na Google Maps. W końcu dotarliśmy z Darkiem do biura zawodów. Miłe zaskoczenie w biurze rajdu miła atmosfera a dzięki koszulkom z RyTMu lub wyjątkowej gościnności organizatorów każdy nas traktował jak „swoich”. Poczęstunek, napoje, nr startowe, WC, karta kontrolna – wszystko super.

Wreszcie czas startu, dostaliśmy mapę na niej 8 punktów kontrolnych do zaliczenia i tutaj pierwsza niespodzianka – mapa jest dwustronna i do tego w innej skali na każdej stronie. Niewyspanie i nikłe doświadczenie w biegach na orientację spowodowały, że ni cholery nie wiedziałem gdzie jesteśmy i gdzie oni do cholery wszyscy biegną. Zadziałał instynkt stadny – poleciałem za tłumem, na szczęście Darek sprawiał wrażenie, że wie o co chodzi. Wiadomo, facet nigdy nie pyta o drogę innych, więc się nie wyłamywałem i zacząłem w biegu studiować mapę. Najpierw trucht wałem więc drogą dedukcji znalazłem rzekę i dzięki temu zorientowałem się gdzie lecimy i po co. Pierwszy pkt zaliczony więc nie jest tak źle, w ferworze walki jednak zaliczyliśmy pierwszą wpadkę nawigacyjną co kosztowało nas jakieś dodatkowe 300m drogi. To spowodowało u mnie napływ licznych koncepcji co do zaliczania następnych punktów, którymi postanowiłem się dzielić z Darkiem. Wiadomo znalezienie drogi i orientacja w mapie to „konik” każdego faceta co chyba tłumaczy dlaczego jest mniej dobrych drużyn mężczyzna-mężczyzna w tego typu rajdach. Ostatecznie oddałem palmę pierwszeństwa Darkowi i ograniczyłem się do wyszukiwania miejsc gdzie można było skrócić ustaloną trasę.

Szło nam nieźle, mijaliśmy kilka zespołów po raz drugi nadrabiając straty. Kilka świetnych posunięć pozwoliło nam nadrobić stracony czas. Zadania specjalne poszły nieźle, na laserach Darek wykazał się gibkością jak młody jogin, z kolei ja na pytaniach w centrum inspiracji doznałem chwilowej jasności umysłu. Piętą achillesową okazało się jednak drewniane pudełko do otwarcia w Maze In Mind. Może to zmęczenie a może po prostu spocone ręce ślizgające się po ściankach… po prostu załamaliśmy obsługę swoimi zdolnościami manualno-intelektualnymi 🙂 na szczęście się zlitowali. Pozostało znalezienie bunkra w krzakach i pole golfowe. Po drodze jednak druga wpadka nawigacyjna, zamiast przeczytać i zobaczyć na końcówce mapę, zapytaliśmy tubylców jak najszybciej dojść do Castoramy. Wszyscy jednomyślnie podali nam trasę dzięki, której… dorobiliśmy dodatkowe 200 metrów do naszej trasy. Wpadliśmy na metę jakąś minutę lub dwie za Bartkiem i Sylwią – gratulacje dla nich i podziękowania za wspólny start. Z tego co przebiegliśmy wyszło nam 15,3km trasy. Nasz czas dał nam pierwsze miejsce w kategorii MM co z drugiej strony nie jest jakimś nie wiadomo jakim wyczynem, kiedy startują tylko dwa zespoły, ale i tak bardzo taka sytuacja cieszy.

Dla nas to pierwszy wspólny start z Darkiem, udany biorąc pod uwagę, że lepsze zespoły nie były aż tak dużo szybsze od nas – pierwszy zespół w Mixie miał nad nami koło 8 minut przewagi (z tego co Bartes mówił). Pozostaje wyciągnąć wnioski i dalej trenować.

Brawa dla organizatorów za imprezę na której była miła wręcz rodzinna atmosfera, wata cukrowa :), poczęstunek i dużo drobnych ale miłych atrakcji. Oczywiście nie zabrakło też dobrej adrenaliny i wielu pozytywnych emocji. W mojej ocenie niedociągnięcia były naprawdę drobne i nie miały raczej wpływu na rywalizację i komfort samej imprezy. Polecam każdemu, szczególnie początkującym jak my. Dobra robota – oby jak najwięcej tego typu imprez w okolicy.

Robert

20150711-ma_przijmo_bez_rybnik_06 20150711-ma_przijmo_bez_rybnik_07

Jedna myśl nt. „Przygodowa orientacja w Rybniku

  1. Dzięki za miłe slowa w imieniu całej Luxtorpedy.

    Cieszy nas to, że kolejna nasza imrpeza komentowana jest jako "rodzinna atmosfera" bo to cel naszych imprez.

    Zapraszamy na Bieg po moczkę i makowki
     

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *